niedziela, 20 stycznia 2013

Tutaj się urodziłem i tutaj umrę

Diavol (Di), 17 lat, mieszka na wyspie od urodzenia, glany,
tanie wino, klocki lego, płatki kukurydziane, kanapa
(z którą planuje wziąć ślub), biseksualny,
umie ruszać jedną brwią, cukiernik
          Nigdy nie śmiałem pomyśleć, że ktoś lub coś mogło zepsuć tą harmonię, która zawsze gościła na tej wyspie. Jak byłem mały, to było tutaj niewielu ludzi pragnących spokoju i ciszy, później zaczęto robić z wyspy kurort wypoczynkowy. Masa turystów, wielu obcych ludzi i urbanizacja miasta nie zdołała jej zburzyć. Nasze tempo życia się i tak nie zmieniło, akceptowaliśmy tych wszystkich ludzi od samego początku. Poziom życia się podniósł, mieliśmy większy dostęp do świata zewnętrznego po przebudowie portu. I jak tylko dotarły do nas media z... tamtego świata, to zrozumiałem jakie ja ogromne szczęście mam, że się tutaj urodziłem. Nie będę się rozmieniał na drobne, to nie ważne. Zawsze chciałem, by ta sielanka trwała wiecznie, chciałem w niej umrzeć. Może dla innych sielankowe życie było śmieszne, to dla mnie było czymś niesamowicie przyjemnym. Szło się do szkoły na krótko, nigdy nie mieliśmy wiele lekcji, po szkole się szło na plażę, nad port odwiedzić pracujących ojców (w moim przypadku wujka, ojca nie znałem, moja matka w sumie też), spacerowało się po lesie. Nie mieliśmy zajęć typu siedzenie po piwnicach, mazanie murów, ćpanie. To nie kwestia tego, że nie znaliśmy tego, znaliśmy, ale nie było nam to potrzebne do dobrej zabawy. Pamiętam dobrze, każdy chłopak chodził posiniaczony z szwami. Z biegiem czasu to się nie zmieniło, ale takie rany były od bójek, które są całkowicie normalne. Tylko my powody mieliśmy inne. Takie jak dziewczyny, próba dominacji nad różnymi małymi grupami. Nikomu to nie przeszkadzało.
          No nie będę skracać całego życia, bo to bezsens. Teraz najważniejsze jest to, co zmusiło mnie do ciągłego przebywania w tym miejscu. Nie będę się rozmieniał na drobne, bo nie mam ochoty, ale pokrótce. Zombie, ot co. Żadna nowość, co nie? Tak jak w każdym przypadku. Podczas owego dnia straciłem całe swoje życie, przyjaciół, rodzinę, którą była moja mama i wujek, i całą chęć do życia. Z mijającym czasem wszystko się zmieniło, nie jest gorzej... jest inaczej, jak to mówią optymiści, a ja do nich się zaliczam.
          Ja się niewiele różnię od stereotypowego nastolatka, chociaż mam swoje małe dziwactwa. Tzn dziwactwa, ja po prostu nadal lubię się bawić śnieżkami i klockami lego. Nie, że zawsze, ale jak mi się nudzi. Generalnie to strasznym leniem jestem i potrafię cały dzień przeleżeć, przez co mój pokój... lepiej nie wchodzić. Zajmuję numer jeden, tak a'propo jakby ktoś chciał umrzeć gubiąc drogę do wyjścia z niego, a można. Wygląda on gorzej jak Czarnobyl po wybuchu elektrowni, albo Hiroszima po zrzuceniu na nią bomby. A ja? Jednego co do siebie jestem pewien, przed tym zdarzeniem byłem całkiem inny. Kiedyś byłem niesamowicie otwartym, wesołym i szczerym chłopakiem, a teraz? Jak widać.

2 komentarze:

  1. (i kanapa rozwaliła xD)
    (uwaga.. zaczynam... *napięcie*)

    (albo nie, nie umiem. xD Zacznij ty coś.. z Lego, bluzą i Czarnobylem w pokoju... xDDD)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziewczyna siedziala na parapecie w jego niemrawo skubiac fredzle kocyka. Bylo juz nieco po 21 i teoretycznie moglaby isc do salonu... Ale jakos nie miala ochoty. Przeniosla wzrok zza okna na "rzezbe" z Lego a potem zagarnela nieco klockow zaczynajac cos z nich budowac. Tonela nieco w bluzie chlopaka i rekawy raz po raz zachaczaly o klocki ale i tak ich nie podciagnela. Cieplo jej...

    (chciales to masz xD)

    OdpowiedzUsuń